Zozolowe tulipany, jak żywe... Czyli historia cukierkowego bukietu w nowej odsłonie.

No chciałam coś "innego", chciałam...
Chciałam, żeby były "jak żywe", no chciałam...

Ale wiecie- "chcieć" nie zawsze znaczy "móc".
Chociaż z drugiej strony, mówi się, że dla chcącego nic trudnego...
Dlatego zawzięłam się i za trzecim podejściem ukręciłam coś tulipanopodobnego, co chociaż troszkę spełniło moje oczekiwania.
Ale, ale... tu nie kwiatek jest gwiazdą, a zozolkowy, wystrzałowy lizak, który skrył się w jego wnętrzu. Widzicie?

Okeeeeej, okej. Już się nie złośćcie, nie będę Wam dłużej robiła "smaka na lizaka".

Zanim przejdziemy do zdjęć, powiem Wam w sekrecie, że mój brak pełnego zadowolenia z tegoż oto fioletowego stworka, nadrobiło zdziwienie kelnerki, która w restauracji na widok bukietu chciała przynieść wazon... żeby kwiatki nie zwiędły ;)


2 komentarze: