Ci z Was, którzy moją Perełkę odwiedzają nie po raz pierwszy, zapewne zauważyli, że wszystkie dotychczasowe chusteczniki ozdobione były niezliczoną ilością kropeczek.
Fakt- ten wzór chyba podoba Wam się najbardziej, ale w przypadku najnowszego zamówienia, kiedy usłyszałam:
"(...)A to ostatnie, to nie wiem... nie mam pomysłu, jakie bym chciała..."
szybko zatarłam ręce, postanowiłam skorzystać z okazji i zrobić coś innego :)
Niestety okazało się, że istnieje coś takiego, jak "groszkowa klątwa" i nie udało mi się przed nią uciec.
Nawet pierwszy robiony przeze mnie chustecznik, który zdawałoby się powinien przysporzyć mi najwięcej trudności, nie spłatał mi tylu figli, jak ten ostatni... 4 razy pomalowałam i 4 razy ścierałam do czystego drewna.
I właśnie wtedy, kiedy już miałam się poddać i odłożyć pudełko na kolejne kilka dni, przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Przyznaję, każde kolejne zmaganie z papierem ściernym i każde kolejne usłyszane: "Jeszcze nie skończyłaś?" doprowadzało mnie do granicy rękodzielniczej cierpliwości, ale nowy pomysł tchnął we mnie nową dawkę chęci i czym prędzej chciałam ujrzeć efekt końcowy.
Sami rozumienie... Nie było już mowy o odłożeniu pudełka na bok...
No, ale co ja tu będę gadać, sami zobaczcie, co wyszło z tej nierównej walki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz