O!
Bo ja, moi mili... coś tam kiedyś nawet z aparatami miałam wspólnego...
Nie na darmo ma się tytuł "dyrektora artystycznego". Wszak biegało się z blendą, wymieniało obiektywy, czyściło szkiełka i nosiło statyw, ha!
O! Nawet naciskało się spust migawki... kiedy szanowna pani fotograf okazywała się za niska... ;)
Sami więc przyznacie, że jakieś obycie już mam i co nieco mogę się powymądrzać.
Ale dosyć tej swawolnej autoironii, czas pokazać co nowego.
"Pomysł na" czerwony groszkowy pasek do aparatu zrodził się już jakiś czas temu, jednak sprawa miała być dużo prostsza. Miałam go po prostu kupić...
Ale, że "nima", mimo że "jest", postanowiłam uszyć. To znaczy... no nie do końca...
Uszył podwykonawca- niezawodna Pani Mama :) Ja tylko po raz kolejny byłam rzeczonym "dyrektorem artystycznym" od spraw organizacyjno-beznadziejnych (choć nadziei na znalezienie wszystkich niezbędnych elementów nie straciłam).
Zobaczcie jakie tym razem owoce przyniosła ta kooperacja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz