Mania bransoletkowania!

Wiem... miało być o bransoletkach! I będzie, ale za chwilę. Najpierw postawię kropkę nad i w kwestii wire-wrappingu i tadaaaaam


Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Wprawdzie już robiąc maski myślałam o zrobieniu pary kolczyków, ale tak się wkręciłam (ha! i to dosłownie...) w maskowanie, że zupełnie zapomniałam o tym. Dlatego naprawdę nie potrzebowałam większej motywacji niż krótkie: "Ej Ty! A może byś zrobiła takie kolczyki?!" Ba! Pewnie, że bym zrobiła. Co więcej... właśnie w tamtej chwili od razu zwlekłam się z łóżka, włączyłam lampkę nocną i chwyciłam za podręczny zestaw "drut+obcęgi", które już na dobre zagościły na mojej półce nieopodal łóżka. Prawdę mówiąc ten megakobiecy gadżet w postaci obcęgów na dobre zagościł też w mojej torebce ;) No, ale co? Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą...

Ale dziś miało być o bransoletkach i tak właśnie będzie.
Nigdy nie byłam typową bransoleciarą. Uwielbiałam kolczyki, swego czasu nawet te, po których założeniu zginałam się wpół od ich ciężaru... Ale jako że pomimo tego, że uwielbiałam kiedy były wyraziste i zdobne, to starałam się zachowywać umiar i rezygnowałam z innej biżuterii. Heh, no ale nie jest nowością, że kobieta zmienną jest i właśnie dlatego teraz noszę jedynie maluteńkie sztyfty. Za to nadrabiam bransoletkami. W kwestii tych robionych przeze mnie zaczęło się w zeszłym roku od rzemykowych, potem przeszłam na te ze sznurka i... naprawdę polecam. Niby takie proste materiały, ale możliwości na łączenie różnych elementów jest tak mnóstwo, że chyba każdy znajdzie coś dla siebie ;) No i by tradycji stało się zadość, poniżej moje dotychczasowe bransoletki:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz