Ramki... w ramach prezentu ;)

Historia powstania tych literek jest dość długa, ale powiem krótko: uratowały mi tyłek!
Miały być tylko dodatkiem, a stały się gwoździem programu. Gdyby nie one, "Pan Barbie" stałby się gwoździem... do mojej trumny.

No tak, trochę przesadzam, ale dacie wiarę, że poza plażową wersją Kena, nie udało mi się znaleźć żadnego hojniej ubranego kawalera, który sprawiłby, że lalki mojego Serduszka nie byłyby już takie samotne?
No okej, kaloryfer miał "jak trza", ale... jakby do tych hawajskich szortów dorzucili chociaż koszulę a'la Cejrowski, byłabym usatysfakcjonowana ;)

Ale "jakby Babcia miała wąsy..." i tak dalej...
Kena nie ma, są literki. No i jest moja nadzieja. Nadzieja na to, że spodobają się jubilatce i ozdobią Jej nowy-doroślejszy-pokój. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz