Spokojnie, nie będę dziś znowu EKO, nie zamierzam wmawiać Wam, jak ważne jest segregowanie odpadów (chociaż podobno jest). ;)
Bohater dzisiejszego wpisu też nie jest odkryciem roku.
Reasumując: wieje nudą.
Ale powiem Wam, że chyba jednak zacznę tę nudę lubić.(żartowałam ;) )
Taki ten segregatorek był szarutki, taki niepozorny. Ale jednak prawda wyszła na jaw: cicha woda brzegi rwie. A i ja w chwilach stresowych (wtedy nie nazwałabym tego tak delikatnie), miałam ochotę porwać ten segregator w strzępy. Napsuł mi niemalże tyle samo nerwów, co ta mała szara myszka, która postanowiła sobie kiedyś zamieszkać z nami i wyjadać z szafek moje zapasy czekolady. O, a czekolady przy robieniu tego przepiśnika potrzebowałam jak powietrza.
Na szczęście ja- ostoja spokoju-(zaraz, zaraz, czy słyszę jakiś chichot? ;> ) wzięłam go na przetrzymanie i pokonałam wszystkie kłody, które rzucał mi pod nogi :)
Podsumowując:
1kg doświadczeń do zrobienia drugiego obiecanego segregatora
0 ofiar w ludziach
3 nowe siwe włosy
1 segregatorowy przepiśnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz